Publikujemy tekst autorstwa jednego z naszych stałych czytelników, będący odpowiedzią na niedawny komentarz pana Rafała Szczurowskiego, w którym dowodził, że "poglądy Rona Paula są sprzeczne z polską racją stanu".

Link do komentarza

Ron Paul a sprawa polska

Polscy dziennikarze postrzegają Rona Paula jako  polityka niebezpiecznego z punktu widzenia sprawy polskiej ze  wględu na jego poglądy w sprawach polityki międzynarodowej. Chodzi o to, że Ron Paul jako prezydent zmniejszyłby  zaangażowanie USA w europie środkowo-wschodniej, a nawet w NATO (vide: niebezpieczeństwo ze strony ambicji  mocarstwowych Rosji).

Kryje się w tym pewne nieporozumienie: Polska za czasów Obamy i tak nie jest partnerem USA. Obama obiecuje pomoc  Polsce (np. w kontekście zniesienia wiz) tylko wtedy gdy walczy o głosy Polonii amerykańskiej.
Czy USA jest obecnie faktycznie gwarantem niepodległości Polski? Jeżeli tak, to po co nam obecność w  socjalistycznej UE? A może USA jest też militarnym gwarantem niepodległości UE? Tak? Dlaczego w takim razie  politycy UE jednoznacznie deklarują, że chcą budować federalną europę po to, żeby stanowić konkurencje dla USA? To  znaczy, że USA wydają tyle kasy na wojskową ochronę dla swojej potencjalnej konkurencji?

Sądzę, że jest zupełnie inaczej. Zaangażowanie wojskowe USA na całym świecie jest na rękę pewnym grupom interesu  powiązanym z międzynarodowymi korporacjami, które na potęgę zarabiają na globalizacji rynków.
Polityczny mainstreem Polski, UE, USA, a nawet Chin i Rosji (i wielu innych krajów) popiera tę tendencję z nie do  końca zrozumiałych powodów:
- albo z powodu doraźnych korzyści od lobbystów,
- albo z powodu powiązać ich osobistego interesu z interesami międzynarodowych korporacji,
- albo z powodu zaślepienia propagandą globalistów,
- albo z chęci dostania dobrej posadki w globalnym rządzie,
- albo z lęku przed kompromitującymi ich dokumentami zebranymi przez odpowiednich ludzi,
- albo z jeszcze innych powodów,
- zaś najprawdopodobniej każdy z nieco odmiennych powodów.

Oczywiste jest, że globalizacyjny interes wciągnął elity z całego świata. Nawet w Watykanie wpływy zwolenników  globalizacji rosną z chwili na chwilę. W najnowszym dokumencie Papieskiej Rady ds. Sprawiedliwości i Pokoju  czytamy: "W świecie, który znajduje się na drodze szybkiej globalizacji, obranie kursu na stworzenie rządu  światowego staje się jedynym horyzontem zgodnym z nową rzeczywistością naszych czasów i potrzebami ludzkości...".

Politycy całego świata i wspierające ich mainstreamowe media walcząc o jak najszybsze wprowadzenie rządu światowego  nie reprezentują interesu swych narodów tylko interesy elit "złodziejskiej międzynarodówki" - między innymi grup  powiązanych z międzynarodowymi korporacjami.


Dlaczego ważne jest, żeby globalnego rządu nie było?
Jest bardzo dużo powodów. Podam jeden tylko, na przykładzie
ostatniego kryzysu finansowego.

W gospodarce wolnorynkowej, W wymiarze mikro, gdy ktoś źle gospodaruje, to bankrutuje - inni wykupują to, co  zostaje z jego majątku, a zatem TRZEBA GOSPODAROWAĆ DOBRZE. Globalizacja powoduje, że ta prawidłowość już tak  precyzyjnie nie funkcjonuje, co sprawia, że każda fundamentalna analiza ekonomiczna jest niepewna. Widać to  zwłaszcza W kontekście współczesnego kryzysu finansowego. Nawet wolnorynkowcom z USA, którzy przewidzieli kryzys  (np. Peter Schiff, Ron Paul) zdarzyły się pomyłki. Twierdzili, że dolar musi upaść gdyż polityka interwencjonizmu w  USA pogłębiała się, dolar był coraz bardziej napompowany przez FED, a zadłużenie federalne przewyższające długi  wszystkich innych krajów. Wydawało się, że dolar musi upaść jak kamień, a tymczasem był mocny, bo skoro "ostoja  kapitalizmu", "największa jego potęga" ma kłopoty, to inne państwa, które interwencjonizmu miały o wiele więcej,  muszą mieć jeszcze większe kłopoty i dolar w reakcji na kryzys w USA zamiast osłabiać się umacniał się, jako  względnie bezpieczna przystań dla inwestorów.
To pokazuje, że można prowadzić złą politykę gospodarczą i nie być za to ukaranym bankructwem, co zawsze miałoby  miejsce na wolnym rynku. Jeżeli bowiem będzie się źle zarządzało na całym świecie, to inwestorzy nie będą mieli  gdzie uciec i muszą zaakceptować zły system zarządzania. W najlepszym wypadku będą szukać "mniejszego zła". Co  prawda sama postępująca globalizacja ekonomiczna sprawia te problemy, ale tak naprawdę globalizacja już teraz  sterowana jest politycznie, a gdyby powstał rząd światowy będzie o wiele gorzej w tej kwestii.
To samo można powiedzieć o społecznym wymiarze zarządzania. Jeżeli tendencja kolektywistyczna do zabierania ludziom  wolności w jakimś kraju będzie rosła - to można uciec do innego kraju (przynajmniej teoretycznie). Jeżeli jednak  będzie rosła na całym świecie (wprowadzona mocą jednego dekretu przez zarządzających we wszystkich krajach), to NIE  MA GDZIE UCIEC. I co wtedy? Ano zostaje wybrać to miejsce, gdzie niewola wzrasta trochę wolniej, albo walczyć o  obalenie rządu światowego.
Moja rada jest inna: zatrzymajmy rząd światowy, zanim jeszcze powstał, bo będzie to narzędzie niewoli narodów, a  nie ich wyzwolenia.
Wybór Rona Paula na prezydenta USA byłby ważnym krokiem w tej kwestii. Globalistyczne plany korporacji, socjalistów  oraz różnej maści zwolenników interwencjonizmu państwowego wspierają się na potędze militarnej i politycznej USA.
Gdyby wolność zatryumfowała w USA większe szanse byłyby, że w innych krajach tendencja wolnościowa będzie  realizowana również. Tak samo jak prosocjalistyczna tedencja najbogatszych państw UE napędza socjalizm w takich  krajach jak Polska.

Droga, którą wybrał Ron Paul jest trudna, ale zarazem jedynie słuszna dzisiaj. To droga, którą wcześniej do władzy  kroczył neomarksizm - "droga przez instytucje". W zasadzie nie idąc na kompromisy wpływa na partię republikańską  związaną z interesem globalizacyjnym, zmienia ją od środka; oddziaływuje na ludzi wkraczając do mediów, które wraz  z rosnącą popularnością nie mogą go ignorować w tym stopniu, co dotąd.

Neomarksiści zwrócili uwagę, że zwykli ludzie nie chcieli Marksa (dlatego nie udała się rewolucja w krajach  uprzemysłowionych) i nie chcą ideałów neomarksistowskich, dlatego żeby wprowadzić globalne państwo komunistyczne  potrzebują nieustannego atakowania ludzi za pomocą socjotechniki (tutaj metoda "na świętego mikołaja" działa jak do  tej pory najlepiej).

Ron Paul zdaje sobie sprawę, że wystarczy zwrócić ludziom wolność, aby ludzie sami zwrócili się ku zdrowemu  rozsądkowi (czyli de facto wolnemu rynkowi) w sprawach gospodarczych, a także ku wartościom rodzinnym,  dobrosąsiedzkim, personalistycznym i religijnym w wymiarze społecznym.
Hierarchowie kościoła, którzy są zwolennikami wprowadzenia rządu światowego mylą się. Polityki, która będzie  promować bliskie im wartości nie da się prowadzić centralnym zarządzaniem świeckich władz (ci, którzy tak myślą  niech rozważą przykład ładu jaki wytworzył się w wyniku rewolucji francuskiej).

Jest dokładnie odwrotnie. Wystarczy odebrać manipulatorom ich narzędzia socjotechniki. Dlatego właśnie potrzebna  jest radykalna decentralizacja zarządzania (zwłaszcza decentralizacja w zakresie zarządzania edukacją i  wychowaniem), co postuluje Ron Paul. Ludzie muszą poczuć się realnie odpowiedzialni za życie swoje i swoich  najbliższych, zamiast złudnie myśleć, że są odpowiedzialni i mają wpływ na losy osób żyjących po przeciwnej stronie  globu.

Jeżeli uda się to w USA - jest jeszcze szansa dla Polski. A co, jeśli się nie uda? No cóż, scenariuszy jest dużo.
Jeden z tych bardziej prawdopodobnych jest taki: Unia Europejska staje się federacją --> Pomiędzy Federacją  Rosyjską (która wchłonęła już Białoruś i jest na dobrej drodze do wchłonięcia Ukrainy i Gruzji) i Unią Europejską  (która nadal się rozszerza) zostaje zawiązana konfederacja (do której dołączają pozostałe państwa europejskie),  która stopniowo zacieśnia współpracę stając się "Związkiem Europejskim".

Czy jest to dobry scenariusz z punktu widzenia "sprawy polskiej"?

A co będzie dalej?

Ponadnarodowe unie pojawiają się na całym świecie i zacieśniają współpracę w coraz większej liczbie obszarów --> Z  tego rodzaju struktur powstaje Światowy Rząd gospodarczy i polityczny... no i mamy pozamiatane... "socjalna  demokracja" jest już na całym świecie, do czego obecnie dążą "elity złodziejskiej międzynarodówki".
Pozostaje tylko bronić tej "demokracji" przed wrogami wewnętrznymi.
W ten oto sposób każdego, kto w jakiś sposób będzie przeciwstawiał się światowym elitom określi się mianem  "terrorysty" i będzie tępić z całą bezwzględnością.

Oczywiście wszystko to w imię "pokoju na świecie", "sprawiedliwości społecznej", "prawdziwej wolności dla ludu",  "bezpieczeństwa" , "praw człowieka", "stabilnego i zbilansowanego wzrostu gospodarczego", "wartości ekologicznych"  i innych tego typu frazesów, które rozsądnie brzmią tylko z nazwy.

W ten sposób światowe elity "złodziejskiej międzynarodówki" skopiują wyczyn korporacji AEG, którą w kryzysie  finansowym podatnik amerykański musiał utrzymywać jako "zbyt dużą aby upaść".

Ron Paul jest w tej chwili pierwszą osobą, która może znacznie utrudnić wprowadzenie w życie planu złodziejskiej  międzynarodówki". Dlatego jest najlepszym kandydatem na prezydenta USA z punktu widzenia "sprawy polskiej".

marosław

Ron Paul a sprawa polska


Polscy dziennikarze postrzegają Rona Paula jako  polityka niebezpiecznego z punktu widzenia sprawy polskiej ze  wględu na jego poglądy w sprawach polityki międzynarodowej. Chodzi o to, że Ron Paul jako prezydent zmniejszyłby  zaangażowanie USA w europie środkowo-wschodniej, a nawet w NATO (vide: niebezpieczeństwo ze strony ambicji  mocarstwowych Rosji).

Kryje się w tym pewne nieporozumienie: Polska za czasów Obamy i tak nie jest partnerem USA. Obama obiecuje pomoc  Polsce (np. w kontekście zniesienia wiz) tylko wtedy gdy walczy o głosy Polonii amerykańskiej.
Czy USA jest obecnie faktycznie gwarantem niepodległości Polski? Jeżeli tak, to po co nam obecność w  socjalistycznej UE? A może USA jest też militarnym gwarantem niepodległości UE? Tak? Dlaczego w takim razie  politycy UE jednoznacznie deklarują, że chcą budować federalną europę po to, żeby stanowić konkurencje dla USA? To  znaczy, że USA wydają tyle kasy na wojskową ochronę dla swojej potencjalnej konkurencji?

Sądzę, że jest zupełnie inaczej. Zaangażowanie wojskowe USA na całym świecie jest na rękę pewnym grupom interesu  powiązanym z międzynarodowymi korporacjami, które na potęgę zarabiają na globalizacji rynków.
Polityczny mainstreem Polski, UE, USA, a nawet Chin i Rosji (i wielu innych krajów) popiera tę tendencję z nie do  końca zrozumiałych powodów:
- albo z powodu doraźnych korzyści od lobbystów,
- albo z powodu powiązać ich osobistego interesu z interesami międzynarodowych korporacji,
- albo z powodu zaślepienia propagandą globalistów,
- albo z chęci dostania dobrej posadki w globalnym rządzie,
- albo z lęku przed kompromitującymi ich dokumentami zebranymi przez odpowiednich ludzi,
- albo z jeszcze innych powodów,
- zaś najprawdopodobniej każdy z nieco odmiennych powodów.

Oczywiste jest, że globalizacyjny interes wciągnął elity z całego świata. Nawet w Watykanie wpływy zwolenników  globalizacji rosną z chwili na chwilę. W najnowszym dokumencie Papieskiej Rady ds. Sprawiedliwości i Pokoju  czytamy: "W świecie, który znajduje się na drodze szybkiej globalizacji, obranie kursu na stworzenie rządu  światowego staje się jedynym horyzontem zgodnym z nową rzeczywistością naszych czasów i potrzebami ludzkości...".

Politycy całego świata i wspierające ich mainstreamowe media walcząc o jak najszybsze wprowadzenie rządu światowego  nie reprezentują interesu swych narodów tylko interesy elit "złodziejskiej międzynarodówki" - między innymi grup  powiązanych z międzynarodowymi korporacjami.


Dlaczego ważne jest, żeby globalnego rządu nie było?
Jest bardzo dużo powodów. Podam jeden tylko, na przykładzie
ostatniego kryzysu finansowego.

W gospodarce wolnorynkowej, W wymiarze mikro, gdy ktoś źle gospodaruje, to bankrutuje - inni wykupują to, co  zostaje z jego majątku, a zatem TRZEBA GOSPODAROWAĆ DOBRZE. Globalizacja powoduje, że ta prawidłowość już tak  precyzyjnie nie funkcjonuje, co sprawia, że każda fundamentalna analiza ekonomiczna jest niepewna. Widać to  zwłaszcza W kontekście współczesnego kryzysu finansowego. Nawet wolnorynkowcom z USA, którzy przewidzieli kryzys  (np. Peter Schiff, Ron Paul) zdarzyły się pomyłki. Twierdzili, że dolar musi upaść gdyż polityka interwencjonizmu w  USA pogłębiała się, dolar był coraz bardziej napompowany przez FED, a zadłużenie federalne przewyższające długi  wszystkich innych krajów. Wydawało się, że dolar musi upaść jak kamień, a tymczasem był mocny, bo skoro "ostoja  kapitalizmu", "największa jego potęga" ma kłopoty, to inne państwa, które interwencjonizmu miały o wiele więcej,  muszą mieć jeszcze większe kłopoty i dolar w reakcji na kryzys w USA zamiast osłabiać się umacniał się, jako  względnie bezpieczna przystań dla inwestorów.
To pokazuje, że można prowadzić złą politykę gospodarczą i nie być za to ukaranym bankructwem, co zawsze miałoby  miejsce na wolnym rynku. Jeżeli bowiem będzie się źle zarządzało na całym świecie, to inwestorzy nie będą mieli  gdzie uciec i muszą zaakceptować zły system zarządzania. W najlepszym wypadku będą szukać "mniejszego zła". Co  prawda sama postępująca globalizacja ekonomiczna sprawia te problemy, ale tak naprawdę globalizacja już teraz  sterowana jest politycznie, a gdyby powstał rząd światowy będzie o wiele gorzej w tej kwestii.
To samo można powiedzieć o społecznym wymiarze zarządzania. Jeżeli tendencja kolektywistyczna do zabierania ludziom  wolności w jakimś kraju będzie rosła - to można uciec do innego kraju (przynajmniej teoretycznie). Jeżeli jednak  będzie rosła na całym świecie (wprowadzona mocą jednego dekretu przez zarządzających we wszystkich krajach), to NIE  MA GDZIE UCIEC. I co wtedy? Ano zostaje wybrać to miejsce, gdzie niewola wzrasta trochę wolniej, albo walczyć o  obalenie rządu światowego.
Moja rada jest inna: zatrzymajmy rząd światowy, zanim jeszcze powstał, bo będzie to narzędzie niewoli narodów, a  nie ich wyzwolenia.
Wybór Rona Paula na prezydenta USA byłby ważnym krokiem w tej kwestii. Globalistyczne plany korporacji, socjalistów  oraz różnej maści zwolenników interwencjonizmu państwowego wspierają się na potędze militarnej i politycznej USA.
Gdyby wolność zatryumfowała w USA większe szanse byłyby, że w innych krajach tendencja wolnościowa będzie  realizowana również. Tak samo jak prosocjalistyczna tedencja najbogatszych państw UE napędza socjalizm w takich  krajach jak Polska.

Droga, którą wybrał Ron Paul jest trudna, ale zarazem jedynie słuszna dzisiaj. To droga, którą wcześniej do władzy  kroczył neomarksizm - "droga przez instytucje". W zasadzie nie idąc na kompromisy wpływa na partię republikańską  związaną z interesem globalizacyjnym, zmienia ją od środka; oddziaływuje na ludzi wkraczając do mediów, które wraz  z rosnącą popularnością nie mogą go ignorować w tym stopniu, co dotąd.

Neomarksiści zwrócili uwagę, że zwykli ludzie nie chcieli Marksa (dlatego nie udała się rewolucja w krajach  uprzemysłowionych) i nie chcą ideałów neomarksistowskich, dlatego żeby wprowadzić globalne państwo komunistyczne  potrzebują nieustannego atakowania ludzi za pomocą socjotechniki (tutaj metoda "na świętego mikołaja" działa jak do  tej pory najlepiej).

Ron Paul zdaje sobie sprawę, że wystarczy zwrócić ludziom wolność, aby ludzie sami zwrócili się ku zdrowemu  rozsądkowi (czyli de facto wolnemu rynkowi) w sprawach gospodarczych, a także ku wartościom rodzinnym,  dobrosąsiedzkim, personalistycznym i religijnym w wymiarze społecznym.
Hierarchowie kościoła, którzy są zwolennikami wprowadzenia rządu światowego mylą się. Polityki, która będzie  promować bliskie im wartości nie da się prowadzić centralnym zarządzaniem świeckich władz (ci, którzy tak myślą  niech rozważą przykład ładu jaki wytworzył się w wyniku rewolucji francuskiej).

Jest dokładnie odwrotnie. Wystarczy odebrać manipulatorom ich narzędzia socjotechniki. Dlatego właśnie potrzebna  jest radykalna decentralizacja zarządzania (zwłaszcza decentralizacja w zakresie zarządzania edukacją i  wychowaniem), co postuluje Ron Paul. Ludzie muszą poczuć się realnie odpowiedzialni za życie swoje i swoich  najbliższych, zamiast złudnie myśleć, że są odpowiedzialni i mają wpływ na losy osób żyjących po przeciwnej stronie  globu.

Jeżeli uda się to w USA - jest jeszcze szansa dla Polski. A co, jeśli się nie uda? No cóż, scenariuszy jest dużo.
Jeden z tych bardziej prawdopodobnych jest taki: Unia Europejska staje się federacją --> Pomiędzy Federacją  Rosyjską (która wchłonęła już Białoruś i jest na dobrej drodze do wchłonięcia Ukrainy i Gruzji) i Unią Europejską  (która nadal się rozszerza) zostaje zawiązana konfederacja (do której dołączają pozostałe państwa europejskie),  która stopniowo zacieśnia współpracę stając się "Związkiem Europejskim".

Czy jest to dobry scenariusz z punktu widzenia "sprawy polskiej"?

A co będzie dalej?

Ponadnarodowe unie pojawiają się na całym świecie i zacieśniają współpracę w coraz większej liczbie obszarów --> Z  tego rodzaju struktur powstaje Światowy Rząd gospodarczy i polityczny... no i mamy pozamiatane... "socjalna  demokracja" jest już na całym świecie, do czego obecnie dążą "elity złodziejskiej międzynarodówki".
Pozostaje tylko bronić tej "demokracji" przed wrogami wewnętrznymi.
W ten oto sposób każdego, kto w jakiś sposób będzie przeciwstawiał się światowym elitom określi się mianem  "terrorysty" i będzie tępić z całą bezwzględnością.

Oczywiście wszystko to w imię "pokoju na świecie", "sprawiedliwości społecznej", "prawdziwej wolności dla ludu",  "bezpieczeństwa" , "praw człowieka", "stabilnego i zbilansowanego wzrostu gospodarczego", "wartości ekologicznych"  i innych tego typu frazesów, które rozsądnie brzmią tylko z nazwy.

W ten sposób światowe elity "złodziejskiej międzynarodówki" skopiują wyczyn korporacji AEG, którą w kryzysie  finansowym podatnik amerykański musiał utrzymywać jako "zbyt dużą aby upaść".

Ron Paul jest w tej chwili pierwszą osobą, która może znacznie utrudnić wprowadzenie w życie planu złodziejskiej  międzynarodówki". Dlatego jest najlepszym kandydatem na prezydenta USA z punktu widzenia "sprawy polskiej".