W zeszłym tygodniu członkowie Kongresu należący do obu partii prześcigali samych siebie w składaniu pośmiertnych hołdów Papieżowi Janowi Pawłowi II. Wielu obszernie przemówiło na mównicy Izby Reprezentantów, a niektórzy nawet polecieli do Rzymu na jego pogrzeb.

Jestem zadowolony będąc świadkiem, jak wielu polityków składa hołd wielkiemu człowiekowi spod znaku Boga i pokoju. Jednak problem w tym, że tak niewielu z nich uhonorowało go za jego życia poprzez działania ustawodawcze. W rzeczy samej, większość członków Kongresu wspiera politykę, która stoi w całkowitej sprzeczności z naukami kościoła katolickiego.

Jeszcze dwa lata temu konserwatyści byli zajęci besztaniem Papieża za jego sprzeciw wobec naszej inwazji na Irak. Jedno z głównych konserwatywnych mediów nawet obrzydliwie zasugerowało, iż Papież jest wrogiem Stanów Zjednoczonych, ponieważ nie chciał poprzeć naszej agresji na Bliskim Wschodzie. Papież nie mógł zignorować sprzeczności, jaka jest między postawą pro-życiową a postawą pro-wojenną, ani też nie mógł wypaczyć doktryny wojny popierając tym samym atakowanie narodu, który wyraźnie nie stanowił zagrożenia dla Ameryki ? i właśnie to raziło konserwatystów. Wydarzenia z 11 września nie zmieniły wszystkiego, a Papież rozumiał, że zabijanie to wciąż zabijanie. Dziś prowojenni konserwatywni hipokryci, którzy go wychwalają, mają bardzo krótką pamięć.

Socjaldemokraci także rutynowo potępiali Papieża za utrzymywanie przez niego poglądu, iż katolicyzm, podobnie jak wszystkie inne religie, ma zasady, których nie można po prostu odrzucić na rzecz zaspokojenia kulturowych trendów czasu. Politycy lewicy byli bardzo krytyczni co do postawy Papieża w sprawach: aborcji, eutanazji, małżeństwa gejów, feminizmu, i antykoncepcji. Wielu socjaldemokratów w rzeczy samej postrzega katolicyzm jako przeszkodę na drodze do tworzonego przez nich w pełni świeckiego społeczeństwa.

Zarówno konserwatyści jak i socjaldemokraci nie mogą zrozumieć, że wypowiedzi Papieża miały charakter teologiczny, a nie polityczny. Był jednym z niewielu ludzi na świecie, których żaden rząd nie może do czegoś zmusić lub zastraszyć. Był człowiekiem Boga, a nie człowiekiem państwa. Nie był politykiem, lecz raczej zarządcą dawnoustanowionej doktryny katolickiej. Jego misją było ratowanie dusz, a nie służenie politycznym agendom jakiegokolwiek kraju, partii czy polityka.

Dla świeckich wizjonerów niewybaczalnym grzechem Jana Pawła II było to, iż stawiał on służbę Bogu nad służbę państwu. Większość polityków postrzega państwo, a nie Boga, jako najwyższą władzę na ziemi. Oni po prostu nie mogą znieść tego, iż teologia nie pokrywa się z ich wizją nieograniczonej władzy państwa. To akurat tłumaczy, dlaczego zarówno konserwatyści jak i socjaldemokraci ostro krytykowali Jana Pawła II, gdy jego teologiczne wypowiedzi nie pasowały do ich celów. Lecz może ich cele nie były po prostu pobożne.

W odróżnieniu od większości przywódców politycznych Papież rozumiał, że zarówno wolności osobiste jak i gospodarcze są niezbędne dla rozwoju ludzkiej cnoty. Cnota nade wszystko wiąże się z dokonywaniem wyborów. Świat polityki i rząd odmawiają ludziom wolności dokonywania własnych wyborów.

Zaangażowanie się Papieża w kwestię godności człowieka, zakorzenione w nauczaniu Chrystusa, uczyniło z niego elokwentnego i konsekwentnego obrońcę etyki życia, co uwydatniają jego zmagania z aborcją, wojną, eutanazją oraz karą śmierci. Mimo to jakie instytucje na całym świecie aprobują aborcje, wojny, eutanazje i karę śmierci? Rządy.

Historycznie religia zawsze stanowiła zagrożenie dla rządu, ponieważ rywalizuje z nim o lojalność obywateli. Jednakże we współczesnej Ameryce większość instytucji religijnych porzuciła swoją niezależność dawno temu i obecnie pełni rolę cheerliderek wspierających takie działania państwa, jak oparta na wierze polityka opiekuńcza oraz zbrojna agresja w imię demokracji. Niewiele z amerykańskich kościołów w ogóle stawia czoło państwowej polityce, a i to pod warunkiem, że zachowują swój zwolniony z opodatkowania status.  Właśnie dlatego waszyngtońscy politycy pozornie celebrują religię, gdyż nie stanowi ona dłużej zagrożenia dla ich władzy. Rząd wchłonął religię oraz rodzinę jako podstawę organizacji naszego społeczeństwa. Rząd federalny jest szefem i wszyscy to wiedzą. Lecz żaden polityk nigdy nie pozostawi po sobie choćby w małym ułamku takiej spuścizny, jaką pozostawił po sobie Jan Paweł II.

Kongresmen Ron Paul
12 kwietnia 2005

 


Źródło: link

Tłumaczył: Kelwin

Korekta: Riddickerr

Data pierwszej publikacji na ronpaul.pl - 02.04.2011 r.