Wygrana Rona Paula w obecnych prawyborach jest ważna, ale nie najważniejsza. Musimy wyciągnąć wnioski z historii. Jeżeli chcemy rewolucji - uczmy się od rewolucjonistów!

 

Zgodnie z teorią marksistowską "byt kształtuje świadomość". W związku z tym marksiści spodziewali się, że rewolucja proletariacka wybuchnie w krajach najbardziej uprzemysłowionych, gdyż tam - twierdzili - napięcia społeczne generowane przez kapitalizm są największe. Gdy już dojdzie do protestów społecznych, rewolucja ma polegać na tym, żeby przejąć władzę i zmienić system ekonomiczny (znacjonalizować środki produkcji). Wówczas (zgodnie z teorią "byt kształtuje świadomość") ludzie spontanicznie zmienią się w komunistów.

Historia pokazała, że marksiści byli w błędzie. Rewolucja wybuchła nie w kapitalistycznych krajach zachodu tylko w Rosji (w dużej mierze pogrążonej w feudalizmie), a ludzie nie porzucili przywiązania do własności prywatnej, tradycyjnej rodziny i w ogóle do tradycyjnych wartości etycznych.

Zwolennicy Marksa w krajach Zachodu wzięli to sobie do serca i stworzyli nową formułę - Marksizm kulturowy (Neomarksizm). Marksizm kulturowy odrzuca idee rewolucyjne, wyznaczając sobie jako główne zadanie przemianę świadomości społeczeństw. Zamiast rewolucji Marksizm kulturowy lansował "długą drogę przez instytucję".
Zamiast walczyć zbrojnie o władzę ekonomiczną i polityczną - twierdzili - należy opanować i przekształcać ośrodki opiniotwórcze (szkoły, uczelnie, gazety, teatr, kino, sztukę) po to, by zmienić dominującą kulturę, a zwłaszcza wyrugować z niej wszystkie elementy tradycyjnej etyki i tradycyjnej struktury społecznej.

Jak neomarksiści chcieli to zrobić? Początkowo neomarksiści przypodobali się ruchowi młodzieżowej kontestacji lat 60. To młodzi ludzie mieli zastąpić proletariat, który jakoś przestał się bundować przeciwko kapitalizmowi. Potem neomarksiści postanowili wykorzystać wszelkiego rodzaju ruchy wyzwoleńcze. Ustawili się w roli rzecznika wszelkich grup postrzeganych jako uciśnione przez kapitalizm, tradycyjną moralność i patriarchalną strukturę społeczną (mniejszości etniczne, kobiety, dzieci, młodzież, mniejszości seksualne, ?matka ziemia?, itd). Ostatecznie, marksizm kulturowy znalazł swój wymiar polityczny, jakim jest szeroko rozumiany nurt Nowej Lewicy.

Nowa Lewica jest dziś nurtem tak szerokim, że trudno go jednoznacznie określić. Mamy do czynienia z naukowcami (filozofami, socjologami, ekonomistami, antropologami, psychologami, politologami, itd.), politykami, działaczami społecznymi, publicystami, filantropami, których łączy jeden zasadniczy wątek: kolektywistyczna interpretacja relacji pomiędzy jednostką, a społeczeństwem. Państwo jest tutaj podmiotem, a jednostka tylko jego elementem, trybikiem w maszynie systemu, którego celem ma być budowa "sprawiedliwości społecznej".

Ostatecznie "droga przez instytucję" Nowej Lewicy okazała się pełnym sukcesem. Politycy neomarksistowscy uzyskali władzę (wystarczy prześledzić życiorysy np. Jose Manuela Barroso, Billa Clintona, Joschki Fischera), a co najważniejsze główne postulaty Nowej Lewicy stały się światopoglądem zwykłego człowieka oraz standardem w obowiązującym w debacie publicznej. Nawet partie prawicowe, z dnia na dzień przejmują coraz więcej postulatów Nowej Lewicy (w tym różnież amerykańscy republikanie). Poglądy konwerwatywne obyczajowo, a liberalne politycznie i gospodarczo są traktowane jako skrajne i populistyczne, dlatego w najlepszym razie są ignorowane, a w najgorszym zwalczane każdym możliwym sposobem.
Wszystko to neomarksiści osiągnęli za pomocą oddziaływania na kulturę i organizację społeczeństwa, tzn. poprzez kontrolę edukacji, środków masowego przekazu, wyznaczanie pewnych ?poprawności politycznych?, itp.

Jako zwolennicy Rona Paula mamy poglądy dokładnie odwrotne od neomarksistów, ale powinniśmy przyjąć podobną metodę ich realizacji.
Nie popełniajmy błędów Marksa. Nie wystarczy przejąć władzę i zmienić system ekonomiczny - ludzie przez wiele lat przyzwyczaili się do idei państwa opiekuńczego. Prezydent Ron Paul przydałby się USA i całemu światu, ale sama prezydentura - nawet gdyby udało się przeprowadzenie reform - niczego nie zmieni. "Stary" neomarksizm szybko powróci, bo jest zakorzeniony w społeczeństwie. Potrzeba edukacyjnej "pracy u podstaw". Przed "Ron Paul Revolution" długa droga realizacji. Najpierw czeka nas walka o ostatnie wolne medium - internet. Potem należy odzyskać środki opiniotwórcze (telewizję, radio, szkoły, uczelnie, czasopisma, hollywood, itd.) i wówczas wreszcie będzie można przyspieszyć edukację ludzi. To będzie kwestia kluczowa dla "Ron Paul Revolution".

Sam Ron Paul pokazuje nam kierunek. Nie idąc na kompromisy wpływa na partię republikańską i zmienia ją od środka. Oddziaływuje na ludzi wkraczając do mediów, które wraz z rosnącą popularnością nie mogą go ignorować w tym stopniu, co dotąd. To rewolucja oddolna, w której liczy się postawa każdego jej uczestnika.
Walczymy o to, żeby ludzie zdali sobie sprawę, że sami najlepiej zadbają o siebie, swoje rodziny. Żeby zdali sobie sprawę, że wartosci takie jak: dobro, sprawiedliwość, uczciwość, szczęście biorą się nie z decyzji urzędnika, a z wolnych wyborów jednostki; dobrobyt materialny bierze się z pracy, a nie z drukowania pieniędzy, itd.
Kiedy ludzie to zrozumieją, nie dadzą się nabrać na obietnice składane przez rzeczników państwa opiekuńczego. Wtedy też przyjdzie dobry czas dla wolności i wartości z nią związanych.

Mamy wielki potencjał. Uważnie przyglądam się rozkładowi głosów w amerykańskich prawyborach (sondaże). Ron Paul niemal zawsze wygrywa wśród młodych ludzi, ale o ostatecznej wygranej decyduje najliczniejsza grupa wyborców w wieku 45-64. Trzeba żeby młodzi ludzie popierający paleolibertarianizm Rona Paula pozostali przy tych poglądach, przekazywali je swoim znajomym, sąsiadom, wychowali swoje dzieci w tym duchu, uczyli tych poglądów w szkołach, na uczelniach wyższych, prezentowali je w mediach... Dopiero wówczas - za 15-20 lat zobaczymy czy osiągnęliśmy sukces.

Również w Polsce przybywa zwolenników poglądów konserwatywno-liberalnych. Wystarczy spojrzeć jakim poparciem wśród internautów cieszy się Janusz Korwin Mikke czy Stanisław Michalkiewicz (Z różnych powodów Rona Paula cenię wyżej od nich, ale to najbliżsi poglądom Rona Paula polscy politycy i publicyści). Również z sondy zupełnie nielibertariańskiego onetu wynika, że cały czas przybywa zwolenników poglądów konserwatywno-liberalnych (http://wiadomosci.onet.pl/kraj/legalne-narkotyki-i-kara-smierci-czyli-21-postulat,1,3695193,wiadomosc.html).

Zwolenników wolności przybywa i wszystko idzie w dobrym kierunku, niezależnie od zwycięstwa czy przegranej Rona Paula w obecnych prawyborach (a są na to jeszcze szanse!).

Mówiąc krótko: "Ron Paul Revolution" trwa... i ma się dobrze!

Marosław